wtorek, 16 września 2014

Rozdział 6 "Przy Tobie zapominam, że gwiazdy gasną."


W rozdziale celowo zawarte są wątki o rodzicach, abyście mogli lepiej poznać przeszłość oraz sytuacje rodzinne bohaterów. ;>




 Nadzieja towarzyszy każdemu człowiekowi - od pierwszych chwil jego życia, aż po grobowe deski. Jest niewykrywalną siłą, która pozwala nam na pokonywanie własnych słabości. Dzięki nadziei podnosimy się po kolejnych upadkach. Jest czymś zarazem ludzkim i niewytłumaczalnym, nie możemy jej ugasić, ani zniszczyć i wszyscy mamy do niej prawo. Nadzieja jest naszą podporą. Wspiera duchowo, emocjonalnie i dowartościowuje człowieka.           



          Delikatnie pukała długimi paznokciami o szafkę nocną, co chwilę nerwowo spoglądając na godzinę w ekranie telefonu. Rozejrzała się po ciemnym pomieszczeniu, zaciskając usta w cienką linię. Podeszła do okna, i zrezygnowanym wzrokiem patrzyła na opustoszałą uliczkę przed domem. Drzewa uginały się pod wpływem mocnego wiatru. Wyciągnęła komórkę i napisała kolejnego sms-a, już dwudziestego tego wieczoru.

Do: Diego
Gdzie ty jesteś? Masz wracać w tej chwili!
                                      Wysłano: 01:46

Po chwili otrzymała odpowiedź, z której niezmiernie się ucieszyła.

Od: Diego
Natalia, wyluzuj. I nie rozkazuj mi, będę za chwilę.
                                     Dostarczono:  01:49

Odetchnęła z ulgą. Oparła się o zimną ścianę, czując, jak powieki jej się zamykają. Była wyczerpana dzisiejszymi zajęciami, pracą, teraz na dodatek nie przesypia nocy. Wszystko dla tego idioty. Ponownie spojrzała w okno, przyglądając się gwiazdom nie niebie. Każda była inna. Jedna jaśniejsza, druga mniej, ale każda świeciła własnym światłem. Dokładnie tak, jak ludzie.
Zobaczyła Diego, zmierzającego w kierunku domu. Podskoczyła jak oparzona, i zbiegła po schodach, aby otworzyć mu drzwi. Po drodze uderzyła się w palec u nogi, mimo, że ból był bardzo silny, zignorowała go. Teraz liczył się tylko on.
-Ile można na Ciebie czekać? Wiesz która jest godzina? -krew w jej żyłach buzowała. Była zdenerwowana, i to bardzo.
-Wiem. Jak zwykle przesadzasz smarkulo. -podniósł głos, zdejmując swoją skórzaną kurtkę. Zawiesił ją na srebrnym haczyku, po czym stanął naprzeciwko niej, krzyżując ręce na piersi.
-Zamknij się, rodzice śpią. Co ty wyprawiasz? Wiesz, jaką mamy ciężką sytuację, a ty wracasz sobie jak gdyby nigdy nic, prawie o drugiej w nocy. Czy ty... -przymrużyła oczy. -Piłeś?! Ile mam Cię jeszcze kryć, co?
Jej brat od niedawna miał problemy z alkoholem. Wracał do domu coraz później, w coraz to gorszym stanie. Od ostatniego razu, kiedy prawie został przyłapany przez mamę, Navarro stwierdziła, że lepiej będzie go pilnować. Gdyby rodzice dowiedzieli się o jego nocnych wyprawach, mieli by na głowie jeszcze więcej problemów. A to ostatnie, czego by chciała.
-Będę robił co mi się żywnie podoba, co Cie obchodzi moje życie? -syknął.
-Jesteś moim bratem, to mnie obchodzi. 
On nie odpowiedział, i wyminął ją obojętnie. Przyłożyła rękę do czoła, pocierając je nerwowo. Położyła się do łóżka, jednak tej nocy nie zmrużyła oka.

                                                           ~~~~~~~~

Czasem pojawiają się ludzie, którzy chcą dać nam pewną lekcję. Nie zjawiają się oni jednak przez przypadek. Są przysłani, aby odegrać rolę w naszym życiu, ważniejszą, lub też mniej. Pomagają, pouczają, i po prostu są. Pamiętaj jednak, że ktoś może przyjść po taką lekcję do ciebie.

Przewróciła się na drugi bok, szczelnie opatulając się puchową kołderką, w różowe kwiaty. Patrzyła w sufit, a z jej oczy leciały łzy. Spojrzała na ojca, który siedział na skrawku łóżka, mocno ściskając rączkę swojej córki.
-Boli mnie brzuszek tato. -szepnęła, po raz kolejny zmieniając pozycję.
-Wiem kochanie. Zaraz będzie dobrze, wytrzymaj jeszcze chwilę. -oznajmił, głaszcząc jej głowę. -Zawołam mamę, to zaśpiewa Ci kołysankę.
Dziewczynka oczekiwała matki, cicho łkając. W końcu klamka u drzwi ruszyła się. Rodzicielka spojrzała na nią smutnym wzrokiem, po czym wzięła ją w swoje objęcia i posadziła na kolana. Po pokoju rozległ się czysty głos.

                                               Es seguro que me oiste hablar
                                               de lo que se puede hacer,
                                               de la magia que tiene cantar
                                               y de ser qien quieres ser 


              Uniosła powoli zaspane powieki. Rozciągnęła się leniwie, i podniosła się do pozycji siedzącej. Coraz częściej przypominały jej się wspomnienia z przeszłości. Sny związane z rodzicami miała prawie ciągle, nie miała pojęcia, dlaczego. Tym razem jednak nie był to koszmar, wręcz przeciwnie.
Na szafce nocnej zauważyła małą karteczkę, której treść ociepliła jej serce.

                                                             Lu!
                     Wczoraj zasnęłaś mi na kolanach, a ja nie miałem serca,
                     żeby Cię budzić. Mam nadzieję, że lepiej się czujesz,
                     i pojawisz się w studiu :)
                                                                               Leon.

Uśmiechnęła się sama do siebie. Jednym zwinnych ruchem zrzuciła kołdrę na bok, wstając z łóżka. Położyła stopy na podłodze, czując przyjemny chłód. Chwiejnym krokiem podeszła do dużego lustra, spojrzała na swoje odbicie i przeraziła się. Włosy były całe poplątane, oczy spuchnięte, a twarz cała w czarnych od tuszu smugach. Westchnęła ciężko i zabrała się do poprawiania swojego wyglądu. Nałożyła na twarz grubą warstwę makijażu, aby zakryć wszystkie niedoskonałości. Odwróciła głowę w stronę drzwi, które delikatnie się otworzyły. Uśmiechnęła się szeroko, i wzięła na ręce kotkę, która zawitała do jej pokoju. Opadła ciężko na skórzany fotel, głaszcząc główkę zwierzaka. Była dla niej niesamowicie ważna, to jedna z pamiątek, które zostały jej po matce.  Lily, bo tak miała na imię, była już stara, a jej życie na ziemi w każdej chwili mogło się skończyć. Mając ją przy sobie, do Ludmiły wracały wszystkie wspomnienia. Blondynka dbała o nią jak tylko mogła, jednak czasem to nie wystarczało. Postawiła kota z powrotem na podłogę, a wierzchem dłoni ugładziła pudrową sukienkę, którą miała na sobie. Ponownie stanęła przed lustrem, wpatrując się w swoje odbicie.
-Wyglądasz zupełnie jak matka. -poczuła ciepłą dłoń na swoim ramieniu. Podskoczyła delikatnie, przykładając rękę do serca.
-Mirta, przestraszyłaś mnie...
Uśmiechnęła się słabo do gosposi, która podziwiała dziewczynę w każdym calu.
Wpatrywała się, starając porównać każdy szczegół jej wyglądu. Podobne włosy, może trochę oczy? Nie pamiętała matki, to bolało ją najbardziej. Gdyby nie stare fotografie, nie dałaby rady przypomnieć sobie choćby szczegółu jej wyglądu.
  -Była tak samo piękna, mądra, utalentowana i też miała takie złote serce, jak ty.

Jej serce było z kamienia.       

                                             ~~~~~~~~~~~~~~

 Rodzice, tak bliscy Tobie ludzie. Najbliżsi z możliwych. Mówi się, że kocha się za nic, jednak zawsze są powody miłości. Starają się wspierać, kochać. Pokazują właściwą drogę i pomagają się usamodzielnić. Po prostu są. Ale czy w każdym przypadku?


           Siedział na jednym z krzeseł przy stole, powoli jedząc posiłek. Raz po raz spoglądał ukradkiem na rodziców, którzy nerwowo biegali po całym domu. W końcu jego matka usiadła na jednym z foteli, i zaczęła płakać. Chciał się zapytać, co się stało, jednak nie zrobił tego. Oni nigdy się nim nie interesowali, niby dlaczego on ma się martwić o nich?
-Synu, możemy porozmawiać? -ojciec zaprowadził go do innego pokoju i zamknął drzwi.
-Nagle chcesz rozmawiać? Przecież nigdy się do mnie nie odzywacie. 
Nigdy nie mieli dla niego czasu. Zawsze zapominali o jego urodzinach, nie pytali, co się z nim dzieje, nigdy ich nie było. Zaczynał tracić nadzieję, że wiedzą do jakiej szkoły chodzi. Wynagradzali mu to pieniędzmi, których mieli bardzo dużo. Miał wrażenie, że tylko ciążył w tej rodzinie. O ile można było to nazwać rodziną...
-Leon, posłuchaj. Twoja matka jest w ciąży. Ostatnio...
Nie słuchał dalej. Nie miał najmniejszej ochoty wysłuchiwać przemowy ojca.
-Co? Czy wy wiecie, co narobiliście? Wam powinni zabronić możliwości posiadania dziecka! Nie umiecie nawet zająć się jednym! Wyobrażacie sobie życie tego malca?!
 -krzyczał, wiedząc, że i tak to nic nie da.
-To prawda, może i nie przepadamy za dziećmi, jednak... -nie dokończył. Nie wiedział co powiedzieć, bo nie miał żadnego usprawiedliwienia.
Verdas poczuł dziwne ukłucie w sercu. Nie miał pojęcia, co myśleć, co robić. Z niedowierzaniem pokiwał głową, podniósł plecak i wyszedł z domu, trzaskając drzwiami.
Szybkim krokiem szedł do studia, starając się zignorować szczypiące oczy. Zawładnęły nim wszystkie emocje, a krew w żyłach buzowała. Nienawidził ich, a zarazem kochał. 
Wszedł do budynku studia, nie zwracając uwagi na patrzących się ludzi.

                                                                 ~~~~~~~~~~~


              Siedziała w sali muzycznej, za wszelką cenę starając sobie przypomnieć dalszą część piosenki. Próbowała na wszystkie możliwe sposoby, jednak na próżno. Wyszła na korytarz, dostrzegając na jego końcu swojego przyjaciela.
-Leon! -zawołała, aby się przywitać, jednak on spojrzał na nią chłodno i poszedł w innym kierunku. Usłyszała za sobą szyderczy śmiech, i dobrze wiedziała, do kogo on należy.
-Nawet najlepszy przyjaciel Cię unika. -Federico przeczesał włosy ręką, i powolnym krokiem podszedł do blondynki.
-Daruj sobie, dobra? -syknęła, powoli mając dość obecności Włocha, mimo, że przywoływał on w niej tyle pozytywnych emocji.
-Wiesz, że czy chcesz czy nie, musimy poćwiczyć układ?
Kompletnie zapomniała o konkursie tańca. Mieli już mało czasu, a taniec prawie w ogóle nie był dopracowany. Nerwowo  przygryzła wargę, odwracając wzrok.
-Dzisiaj o siedemnastej u mnie, wyślę Ci adres w sms-ie. -odpowiedziała po krótkim namyśle i odeszła bez słowa, szukając Verdasa.
Chodziła po szkole dobre dziesięć minut, zanim znalazła Leona. Siedział w jednej z sal, z twarzą ukrytą w dłoniach. Był całkiem załamany, można to było wyczuć na dużą odległość.
-Leon... -szepnęła, podchodząc do niego powoli, stawiając niepewne kroki. Nie wiedziała jak zacząć rozmowę. Nigdy nie była dobra w pocieszaniu ludzi,teraz też nie przychodziło jej to z łatwością.
-Moja matka jest w ciąży. 
Uchyliła delikatnie usta, cofając się o dwa kroki do tyłu, aż poczuła się bezpiecznie. Doskonale znała jego sytuacje i wiedziała, jacy są jego rodzice. Wiele razy bywała w jego domu, jednak to miejsce nie należało do jej ulubionych.

-Jacy są Twoi rodzice? -spytała, przyglądając się przyjacielowi, który męczył się z otworzeniem drzwi.
-Nie wiem, ale nie są zbyt fajni. W zasadzie średnio ich znam. Nie bierz sobie do serca tego, co Ci powiedzą, są trochę...nieprzewidywalni. 
Ludmiła weszła do środka, przyglądając się z uwagą każdej rzeczy. Nie mogła wyjść z podziwu, ponieważ dom przyjaciela był ogromny. Wzięła się za ściąganie swoich czarnych trampek.
-Nie ściągaj butów, i tak wchodzimy tu na chwilę. -oznajmił, po czym pociągnął ją ze sobą do kuchni. Ludmiła ujrzała przed sobą wysokiego bruneta w garniturze i eleganckich, wypastowanych butach. Wyglądał jakoś na trzydziestopięciolatka, jednak wyraz jego twarzy nie był zbyt przyjemny. Zaraz obok niego, stała kobieta, bardzo podobna do Leona. W rękach trzymała cały stos różnych papierów, oraz rachunków.
-Mamo, tato, to jest Ludmiła. Wiecie, ta moja przyjaciółka od dzieciństwa. -widząc nadal zdziwione miny rodziców, kontynuował. -Opowiadałem wam o niej.
-Nie wydaje mi się, żebyś cokolwiek wspominał. -oznajmił ojciec, zmierzając Ludmiłę wzrokiem.
-Eh, nie ważne. -westchnął ciężko. -Poczekaj tu, zaraz wrócę. -skierował się do przyjaciółki.
Ferro poczuła się niezręcznie. W końcu stała w zupełnej ciszy, z dwójką nieznanych jej ludzi. Ukryła twarz, pod warstwą długich, blond loków.
-Ściągnij te buty dziecko, ubrudzisz nam podłogę. -usłyszała głos jego mamy, która nawet na nią nie spojrzała. -Mam nadzieję, że jesteś na odpowiednim poziomie dla naszego syna. Nie chcę, żeby włóczył się z jakimiś sierotami. Chociaż w sumie, jak Cię lubi, to niech robi co chce, i tak mnie to nie obchodzi. Tylko nie zróbcie czegoś głupiego.
W tym momencie Ludmiła szeroko poszerzyła oczy, dziwiąc się, jak można być taką matką.
-A nie, zapomniałam. Przecież wy macie... Osiem lat?
-Jedenaście... -szepnęła, w duchu modląc się, by Leon przyszedł. Bóg jej wysłuchał.
-Lu, możemy już iść? -spytał, schodząc ze schodów.
Energicznie pokiwała głową i pożegnała się, nie słysząc żadnej odpowiedzi.
-Miałeś racje. -zaczęła, kiedy wyszli z mieszkania. -Twoi rodzice są trochę...nieprzewidywalni. -uśmiechnęła się smutno, tak, aby tego nie widział. Szczerze mu współczuła.

Wzdrygnęła się lekko na samą myśl o tym wspomnieniu. Usiadła koło przyjaciela, i położyła mu dłoń na ramieniu. Kiedy obrócił się w jej kierunku, dostrzegła ledwo widoczne, łzy w jego oczach. Przytuliła go tak mocno, ile tylko miała siły. To mu wystarczyło - jej obecność.

                                                       ~~~~~~~~~~~~~~

                            Zrozumiałem - by żyć, musisz chwytać dzień
                            Wstań, by biec, bo istnieć nie znaczy żyć
                            Weź się w garść, ten dzień jest Twoim dniem
                            A wierzę, że będzie dla każdego z nad piękno w naszych sercach


-Wszystko ok? -spytał.
Nie chciała, by ktoś czytał z niej, jak z otwartej księgi. Nie pozwalała, żeby wyleciały z niej jakiekolwiek uczucia. Nie lubiła opowiadać o problemach. 
Bo po co?
Zadręczać ludzi swoimi sprawami, tak jakby nie mieli własnych? To bez sensu. Niektórzy mówią, że to pomaga. Jednak ona nie chce próbować.
-Jasne. Dlaczego pytasz? -odgarnęła włosy opadające jej na twarz i ukradkiem przyjrzała się jego twarzy. Był zły...A może zawiedziony?
-Nic, po prostu tak sama tu siedzisz. Mieliśmy się wczoraj spotkać.
Zamarła. Wstrzymała na chwilę oddech i w duchu przeklinała się, za swoją głupotę.
-Jeju, tak bardzo Cię przepraszam! Miałam wczoraj mnóstwo rzeczy do zrobienia, kompletnie wyleciało mi to z głowy. -tłumaczyła się.
-Naty, spokojnie. -uśmiechnął się ciepło. -W takim razie, może teraz gdzieś wyskoczymy? Co powiesz na lody?
-Z Tobą zawsze. -zaśmiała się i podniosła z ławki, chwytając Maxi'ego za rękę.
Maximiliano Ponte. Dwa wyrazy, siedem sylab, szesnaście liter. Chłopak, który tak bardzo zamącił jej w głowie. To już raczej nie było zwykłe zauroczenie. Do żadnego chłopaka nie pałała taką miłością, jak do niego. Przy nim mogła być sobą, nie czuła żadnej presji. Miał niewyobrażalnie złote serce i widział to każdy, kto tylko lepiej go poznał.
-Ziemia do Naty! Jaki chcesz ten smak lodów? 
Dziewczyna otrząsnęła się, kierując wzrok na sprzedawczynie, trzymającą wafelek w ręce. Była już widocznie znudzona.
-Truskawkowe poproszę. -wyciągnęła z torebki czarny portfel, jednak niepotrzebnie.
-Ja stawiam. -uśmiechnął się.
Usiedli przy stoliku na zewnątrz lokalu i jedli w absolutnej ciszy, raz po raz wymieniając się nieśmiałymi spojrzeniami.
-Jesteś dziś strasznie zamyślona. -zaczął, wycierając usta serwetką. -Co Cię tak dręczy, hm?
-Mam pewne problemy z moim bratem, ale nie mówmy o tym, to nic ważnego.
-Na pewno? Pamiętaj, że jak będziesz miała jakiś problem, to możesz mi powiedzieć. -dotknął jej dłoni.
Odwróciła wzrok, by ukryć zaczerwienione policzki. Kąciki jej ust delikatnie uniosły się ku górze, a serce zabiło jeszcze szybciej, niż dotychczas.
-Dziękuję.

                                                         ~~~~~~~~~~~~
Świat może odebrać radość. Miłość, zaufanie. A zaufanie to coś, czego nie da się zrozumieć. Nowy świat nauczył ją patrzenia na wszystko, z innej perspektywy, krytycznym okiem. Zmieniło się wszystko i już nie ma czasu, by się zatrzymać. A ona nie chce wpaść w poślizg, nie chce być inna. Tylko szczęśliwa.



            Stanął przed ogromnym domem, ponownie patrząc w ekran komórki. Czy to aby na pewno tutaj? Przyjrzał się wielkiemu budynkowi, analizując każdy szczegół. Podszedł wolnym krokiem do drzwi, naciskając niepewnie dzwonek. Po chwili otworzyła mu nieznana kobieta, nieco przy kości. 
-Dzień dobry. Ja do Ludmiły. -czarnowłosa przepuściła go w drzwiach.
-Jest u siebie, do góry. Zaprowadzić Cię, czy trafisz sam? -spytała uprzejmie. Miała bardzo miły głos. W prawdzie nie wiedział kim jest, ale po fartuszku w kwiatki, domyślał się.
-Dziękuję, dam radę. -odparł i wszedł po schodach, nadal zachwycając się pięknem domu. Szedł dużym korytarzem, oglądając wiszące na ścianie fotografie. Jedna szczególnie przykuła jego uwagę - kobieta z dzieckiem na rękach, niesamowicie podobna do Ludmiły.
-Spóźniony, Pasquarelli. -zobaczył ją, opierającą się o framugę drzwi.
-Przecież mamy minutę po siedemnastej! -oburzył się.
-Czas w życiu jest bardzo cenny. Chodź. -zaciągnęła go do swojego pokoju, w którym miała odbyć się próba.
Ludmiła nie wyglądała tak jak zawsze. Owszem, na jej twarzy nadal można było dostrzec tony makijażu, jednak jej strój ie był już taki, jak zawsze. Miała na sobie czarne legginsy i luźną bluzę, w której i tak wyglądała niezwykle. 
-Wiesz, nie lubię jak ktoś się na mnie tak gapi. -powiedziała srogim tonem. On jednak nie odpowiedział, tylko zabawnie uniósł brwi, na co blondynka szeroko się uśmiechnęła. Po chwili się za to skarciła, bo w końcu nie taki był jej plan.
-Dobra, zaczynajmy już.

                                                          ***

Z każdym dotknięciem dłoni, czuli przyjemne ciepło, które przechodziło przez ich ciała. Każde spojrzenie wywoływało u nich przyspieszony puls. Działali na siebie jak dwa magnesy, przyciągali się, gdy tylko byli blisko siebie.
-Nieźle nam to wyszło.
-Jest całkiem dobrze. Myślę, że mamy szanse. -uśmiechnął się. Spojrzał jej w oczy i poczuł dokładnie to samo, co za każdym razem. Tyle, że jeszcze mocniej.
Drzwi do pokoju otworzyły się, a oni jak na komendę, odsunęli się od siebie.
-Lusia, uczeszesz mnie? -dziewczynka usiadła na łóżku i wręczyła Ludmile szczotkę do włosów.
-Lusia? -Włoch wybuchnął niepohamowanym śmiechem.
-Przymknij się. -rzuciła w niego poduszką. -A koniecznie teraz? -westchnęła ciężko.
-No dalej Lusiu, chętnie zobaczę Twoje umiejętności fryzjerskie. -oznajmił, siadając koło niej. 
Ludmiła pokazała mu język i wzięła szczotkę Livi. Od dziecka była dobrą fryzjerką, więc myśl, że może pochwalić się przed Federico, jeszcze bardziej ją motywowała. 
Po kilku dobrych minutach, zakończyła fryzurę, upinając wszystko ozdobną spinką.
-Dzięki. -przytuliła blondynkę i wyszła z pokoju.
-To co, może mnie też uczeszesz? -zaśmiał się. Zmierzyła wzrokiem jego włosy, które jak zawsze były w nienaruszonym stanie.
-Jedyne co mogę zrobić, to przyciąć Ci tą metrową grzywkę.
Usiadł jeszcze bliżej niej, co wzbudziło u blondynki niepokój. Przełknęła ślinę, przygotowując się na najgorsze.
-Jesteś inna, niż w Studiu. Dlaczego udajesz kogoś, kim nie jesteś? 
Uchyliła delikatnie usta, zamknęła, po czym znowu je otworzyła. Odsunęła się i w końcu zebrała się na odpowiedź.
-Nie chcę, żeby mnie poznali. Wiedzą tyle, na ile mi to odpowiada. Im mniej wiedzą, tym lepiej, im mniej mnie znają, tym trudniej im mnie zranić. -wyszeptała, czując łzy napływające jej do oczu. -Wyjdź już.
-Ale Ludmiła, proszę...
-Wyjdź!
Włoch opuścił pomieszczenie, zostawiając Ferro samą z jej myślami. -Dlaczego to powiedziałam? - pytała samą siebie. W jego obecności, zdejmowała maskę, którą miała na sobie. Zmieniała się w prawdziwą Ludmiłę, tą z uczuciami. Lepiej będzie, jak zacznie go unikać.

Bo co jeśli pewnego dnia, straci nad sobą kontrole?

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
DOBRAAA. Możecie mnie udusić, utopić, zastrzelić, pobić, podać jakieś proszki, pozbawić wody, cokolwiek. XD Potrzebuję kary za to, że:
-Musieliście przeczytać to coś do góry.
-Czekaliście ponad miesiąc.
-Zalegam u niektórych z komentowaniem.
Dlatego proszę, jeśli u kogoś nie skomentowałam, piszcie mi śmiało i się nie wstydźcie. (Tak Maja, wiem, że u Ciebie xD)
Ale wyszło długo, baaardzo długo jak na mnie. :3
Naprawdę, bardzo was przepraszam, za tak długi czas oczekiwania rozdziału, ale sprawy potoczyły się trochę inaczej niż myślałam, i nie byłam w stanie pisać. Dziękuję za wyrozumiałość. <3
ZOSTAW PO SOBIE ŚLAD. <3